Ludzie z cienia: wywiad z Wojtkiem w magazynie Noisey

2016-08-20

https://noisey.vice.com/pl/article/wojtek-side-1-wywiad-2016


Wywiad: Miłosz Karbowski
Zdjęcia: Paweł Zanio

Muzyka, jak każda inna gałąź przemysłu, ma to do siebie, że pomysł gdzieś z tyłu głowy artysty dzieli od gotowego produktu stosunkowo długa droga. Teraz zastanów się, ile razy pomyślałeś o wszystkich osobach zaangażowanych w proces powstawania muzyki: producentach, menadżerach, bukerach. Oni wszyscy dbają o to, żebyś mógł pójść do sklepu, wziąć z półki płytę, a po jej przesłuchaniu, kiedy stwierdzisz, że z chęcią zobaczyłbyś ten zespół live - żeby koncerty trafiły tam, gdzie jest na nie potrzeba. Zbyt często się o nich zapomina, więc my postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Oto Ludzie z cienia - niezastąpieni, choć dla wielu niewidoczni.

Sklep Side One, funkcjonujący na rynku już od ponad dziesięciu lat to unikatowe miejsce na mapie Warszawy. Spotykają się tu nie tylko fani muzyki i kolekcjonerzy płyt, ale też sami muzycy i wydawcy. W lipcu brytyjski portal The Vinyl Factory umieścił go w swoim cyklicznym przewodniku po najlepszych sklepach płytowych z całego globu. To wyróżnienie, swoista gwiazdka Michelina udowodniła, że internet nie jest w stanie wyprzeć stacjonarnych miejsc dystrybucji muzyki nad Wisłą. Czy rzeczywiście? O tym rozmawialiśmy z Wojtkiem Żdanukiem - siłą sprawczą Side One i jedną z najbardziej zasłużonych dla polskiego rynku płytowego osób. W trakcie naszej rozmowy sklep tętnił życiem - kolejne osoby podchodziły do zainstalowanych w rogu gramofonów, jeszcze inne przekopywały się przez obszerny katalog winyli i co najważniejsze - wszyscy sprawiali wrażenie, jak gdyby znali się od przedszkola.

Noisey: Twój sklep płytowy przez naprawdę wiele osób z branży opisywany jest nie jako miejsce, ale jako zjawisko. Tu kształtują się gusta muzyczne, tu spotykają się muzycy, a wydawcy to, co zarobią na sprzedaży wydawanych przez siebie płyt zostawiają w kasie, kupując inne płyty. Jesteś naocznym świadkiem historii polskiej muzyki. Czy przypuszczałeś, że tak to wszystko może się potoczyć, kiedy zaczynałeś zajmować się sprzedażą płyt?
Wojtek Żdanuk: Liczyłem na dwie strony pomyślnych rozwiązań dla sklepu. Bardzo ważny był dla mnie zarówno sukces artystyczny - zawsze marzyło mi się, by sklep zajmował ważne miejsce na polskiej scenie i wierzyłem w to, ale też sukces finansowy. Okazało się, że sukces finansowy jest dużo mniejszy niż ten drugi sukces, nad czym chyba jednak trochę ubolewam (śmiech).
Ale coś takiego jak fenomen tego miejsca rzeczywiście istnieje?
Pewnie istnieje taki fenomen i to jest o tyle dziwne, że sklep zajmuje raptem kilka metrów na krzyż. Z moją ekipą skupiamy się głównie na pracy w sklepie i aranżowaniu tej niewielkiej przestrzeni, prowadzimy też sklep internetowy, ale nie jesteśmy szczególnie zaangażowani w scenę "live", gramy mało imprez, choć czasami to się zdarza. To też składa się na nasz fenomen - że skupiamy się na płytach, ich sprzedawaniu i wierzymy, że przez to wnosimy jakiś pozytywny pierwiastek do postrzegania muzyki w naszym kraju.
W pierwszych podrygach działalności sklepu miałeś jakiś wzorzec, przez pryzmat którego wszystko organizowałeś, czy to, co tworzyłeś podporządkowane było wyłącznie twojej wizji?
Zaczynałem w czasach, kiedy dostęp do informacji był bardzo ograniczony w porównaniu z obecnym stanem. Teraz właściwie, jeśli chcemy się zająć nową branżą, to start może nie jest zupełnie łatwy, ale w bardzo prosty sposób możemy się wszystkiego dowiedzieć: kto się w tej branży liczy, podpatrzeć od innych firm na czym to mniej więcej polega. My takiej możliwości nie mieliśmy. To co nam pomagało, to różnego rodzaju lektury, często również wyjazdy do sklepów płytowych za granicą. I pojawiło się marzenie, żeby przenieść to na polski grunt. Widać też było, że jest na to pewne zapotrzebowanie i tak sobie działamy od kilku już lat, z większymi lub mniejszymi sukcesami, wzlotami i upadkami.
Jak wyglądał wtedy kontakt z dystrybutorami?
Były drukowane w różnej formie katalogi. Czasem w formie ciekawszej edytorsko, a czasem po prostu były to kartki z wydrukami. Można było się kontaktować za pomocą telefonu, faksu, listownie. Można było też jeździć do takich miejsc, co było bardzo ciekawe, bo w momencie kiedy zaczął rządzić internet, w zasadzie takie jeżdżenie odbywa się naprawdę od święta, ma mniejszy sens. Skuteczniej działa się zdalnie, na odległość. Ale takie wycieczki wspominam bardzo miło. Ciekawym doświadczeniem było zobaczyć jak funkcjonują te firmy, jak wyglądają, jakie pomieszczenia zajmują, kto tam pracuje i jakie to są osoby.

Swoistym podsumowaniem dziesięciu lat działalności sklepu była świetnie przyjęta kompilacja Side One Ten. Czy taka forma wydawania muzyki, jaką jest kompilacja odpowiada tobie prywatnie?
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na wyszlifowanie tego składaka, aczkolwiek z perspektywy czasu oceniam, że jest naprawdę solidnie dopracowany. Mam jednak wrażenie, że przez naglący w trakcie jej realizacji czas, płyta nie odzwierciedla w pełni ducha sklepu. Miałem nawet pewne obawy, że jest zbyt elektroniczna, czy zbyt klubowa. Gdyby natomiast była to edycja pięcio- czy sześciopłytowa, chociaż w praktyce byłoby to niezwykle trudne do wykonania, mogłoby się tam pojawić więcej różnorodności stylistycznej. Chociaż z drugiej strony w ostatnich latach mamy na pewno bardzo duży udział w sprzedaży muzyki elektronicznej, klubowej, eksperymentalnej - generalnie elektroniki wszelkiego rodzaju, więc siłą rzeczy taką etykietę od jakiegoś czasu po prostu mamy. Niektórzy przez to myślą, że specjalizujemy się w elektronice, ale kto zna ten sklep od lat ten wie, że jest tu miejsce na bardzo różne rzeczy.
Wielokrotnie też, jako jedni z pierwszych w Polsce budowaliśmy działki z płytami winylowymi, które nawet mimo braku ogromnej popularności, w pewnym momencie na tyle dużo wnosiły do sklepu, że się na nie decydowaliśmy. I mimo że nośnik winylowy nie ma dużego tempa, bo produkcja tych płyt trwa tak długo, że trudno ścigać się tak, jak w internecie, jeśli chodzi o nowinki, to na rynku jest tak dużo płyt, że wciąż widzę ten efekt, że ludzie wciąż poznają u nas nową muzykę i to wprost z winyli.
Takie miejsca, jak ten sklep, w dużej mierze tworzą też ludzie, którzy w nich bywają. Jak na przestrzeni tych ponad dziesięciu już lat profilowała się oferta Side One? Jaki był i jest w tym udział odwiedzających sklep osób, a na ile oferta sklepu wynika z twojej wizji?
Dużo bardziej interesuje mnie taka działalność, że sprzedaję, zamawiam, pokazuję i słucham z ludźmi płyt, które mi się po prostu podobają i wnoszą coś do tematu. Chociaż nie jestem też tak bardzo krytyczny, jak niektóre osoby, jak wielu recenzentów, dziennikarzy, czy nawet klientów, którzy tu przychodzą. Podoba mi się więc dość szerokie spektrum muzyki, a dzięki sklepowi mam możliwość realizowania swojej wizji w praktyce. Część oferty to więc nasza propozycja, która jest nieco mniej wdzięczna niż kiedyś, bo nie mamy jako instytucja medialnej siły. Ludzie oczywiście reagują na nasze tipy, a najwierniejsi nasi klienci od lat to osoby, które znajdują tu nowe rzeczy na płytach winylowych. W dzisiejszych czasach jest to nadal możliwe, mimo że na pozór wszystko można zbadać w internecie. W sklepie mają więc faktycznie miejsce takie chwile, kiedy ludzie odkrywają nową muzykę, nowych wykonawców, nowe labele i to jest ciągle dla nas rajcujące. Oczywiście zamawiamy też płyty w taki sposób, że reagujemy na zapotrzebowanie klientów, na zapytania. Nie lubię jednak zajmować się płytami, które nie pasują do koncepcji tego sklepu. W praktyce jest to więc mieszanka naszej wizji i wizji klientów.
A czy budowanie ekspozycji półkowej to też w pewien sposób sugerowanie ludziom określonych wyborów? W jaki sposób do tego podchodzisz?
Tu jest miejsce zarówno na płyty, które powinny tu być w odczuciu naszym i klientów, jak również płyty, które nie mówią za dużo nikomu i to jest nasza propozycja, która w dzisiejszych czasach wiąże się z pewnym ryzykiem. Podejmujemy je jednak i często nam się to opłaca. Bardzo często mamy taką sytuację, że sprzedajemy więcej płyt mniej znanych i mniej recenzowanych, niż tych szeroko rekomendowanych, co bardzo się nam podoba.
Jak jest z tym mitycznym wzrostem zainteresowania płytą winylową? Czy faktycznie to nadal jest tendencja zwyżkowa jeśli chodzi o sprzedaż?
Tak, od wielu lat jest taka tendencja. Myślę, że pod tym względem mocno rozwinął się też polski rynek, bo jest dużo więcej miejsc, sklepów, które sprzedają. Istnienie tych płyt w wystarczającej ilości, by zaopatrzyć te wszystkie miejsca ma bezpośredni związek z tym, że jest jakiś boom na winyle, ludzie je kupują. Ale w moim odczuciu to nadal jest stosunkowo mały biznes.
Czytałem, że Tesco w swoich sklepach na terenie Wielkiej Brytanii sprzedawało winyle w ofercie bożonarodzeniowej za 12-20 funtów. Sądzisz, że coś podobnego wydarzy się prędzej czy później również w Polsce?
Nie wiem, czy w Biedronce nie ma takiego pomysłu, bo słyszałem gdzieś o nim. Nie wiem tylko, czy w praktyce zaczyna już się tam sprzedaż winyli, czy też są to dopiero pewne wizje (śmiech).
Myślisz że takie zjawisko powszednienia winyla jest w stanie zachwiać panującym dotychczas porządkiem w branży płytowej i zagrozić takim instytucjom jak Side One?
Nie sądzę. Wydaje mi się, że przy takim boomie, jaki ma miejsce wokół tego nośnika, powinno znaleźć się miejsce na bardzo różne inicjatywy z tym związane. Fajnie byłoby, gdyby wszystkie istniejące sklepy mogły różnicować swoją ofertę, a przy tym jednocześnie funkcjonować na w miarę przyzwoitym poziomie jako firmy. Myślę, że na bazie rozwoju mniejszych sklepów i inicjatyw, coś takiego, jak winyle w Biedronce, Empikach, czy sieciówkach, to jest całkiem normalne zjawisko, świadczące o skali zainteresowania tym nośnikiem wśród nabywców lodówek, żarówek i żywności przekładające się na chęć, by przy okazji dokonać też zakupu towaru, jakim jest płyta winylowa.
Z tym że tam odbywałoby się to "przy okazji", a w przypadku Side One i innych sklepów płytowych jest to główny cel wycieczki.
To jest też kwestia tego, co taka sieciówka może zaoferować. W przypadku sklepów takich jak Biedronka, w mojej ocenie będzie to proponowanie znanych tytułów w atrakcyjnych cenach - pewnie też nie w każdym stylu muzycznym?
Raczej na próżno będzie tam szukać niskonakładowych i bardziej ambitnych rzeczy.
Nie wiadomo - być może coś takiego jak Biedronka Records będzie miało miejsce. To by było ciekawe wydarzenie (śmiech).
Wracając na ziemię, to znamienne, śledząc na przestrzeni lat ofertę Side One jest to, że polskie projekty chyba nigdy nie były wprowadzane tu na zasadzie parytetu w stylu "zostawmy im pole - może się sprzeda". Muzyka w polskim wydaniu chyba ma się u was dość dobrze?
Ma się dość sensownie, aczkolwiek to się trochę rozproszyło, bo wcześniej na rynku pojawiało się mniej ciekawych tytułów i odnosiło się takie wrażenie, że wszyscy kupują tę samą płytę winylową. Teraz mają spore spektrum wyboru i często jest tak, że różnego rodzaju nowości na winylach jest w danym momencie ileś tam, a nie wszyscy wszystko kupują. Mnie zainteresowało natomiast to, że jest sporo osób, które kupują tylko polskich artystów na winylach. Na ogół nie kupują zagranicznych i tylko od czasu do czasu wychylą nosa poza polską działkę.
Z czego to może wynikać?
Nie wiem. Po prostu niektórzy chyba czekali na taki moment, by w końcu móc uszanować polskich artystów kupując coś tak trwałego, jak płyta winylowa.
Co do polskich wydawnictw, to Side One często łączony jest chociażby z katalogiem U Know Me Records. Chyba dość dobrze współpracuje wam się z Grohem (śmiech)?
Bardzo podziwiam Groszka. Jest jeszcze ciągle moim poważnym wierzycielem. To naprawdę fantastyczny facet, również ze względu na sposób, w jaki się ze mną komunikuje mimo tego zadłużenia - naprawdę duży szacunek. Przez całe lata się trzymaliśmy, teraz może nieco mniej. Ja tęsknię. Mam nadzieję, że kiedy w końcu nadpłacę, znowu będzie działo się więcej wspólnego między nami w praktyce. Kiedyś byliśmy jednym z podstawowych punktów, z którym Groszek współpracował. Przez wiele lat to rozkwitało i tęsknię za wspólnymi działaniami z Grohem, który moim zdaniem jest jedną z najbardziej zasłużonych postaci na polskiej scenie ostatniej dekady, a nawet ponad.
Jak taka osobista relacja z wydawcami wpływa na prowadzenie sklepu płytowego. To pomaga, czy wręcz odwrotnie?
Kiedyś nawet było łatwiej, bo częściej odbywałem spotkania - powiedzmy - dość tradycyjne, jeśli chodzi o biznes w Polsce. Były dłuższe rozmowy, popijanie piwa, jakieś skręty. Więc te relacje były przez to bardzo bliskie, bo to było też po prostu kumpelstwo, koleżeństwo. Oczywiście uprawiam też model czysto biznesowy, ale preferuję bliższy kontakt z wydawcami. Jeżeli udaje się na tym poziomie pozostać przez dłuższy czas, to bardzo to sobie cenię. To oczywiście przekłada się na to, jak wygląda nasza współpraca.
Taka relacja kreuje się również pomiędzy tobą a klientami odwiedzającymi twój sklep, przychodzącymi co jakiś czas po płytę?
Tak, to jest podstawa działalności sklepu stacjonarnego. W tym miejscu powstało naprawdę wiele ciekawych relacji i więzi. Często działo się to w momentach dla mnie trudnych, kiedy wydawało mi się, że ten sklep nie ma sensu. To właśnie ludzie, którzy tu przychodzą dają mi bardzo poważnego kopa, żeby to wszystko dalej ciągnąć.
Często zdarzały się takie chwile zwątpienia?
Teraz mam taki moment (śmiech), ale to jest efekt wakacji. Wakacje są zawsze trudniejszym dla nas okresem, bo jest dużo mniej reguł, niż w pozostałych okresach roku. No i tak naprawdę co roku, właśnie w czasie wakacji przeżywam wielki kryzys, bo sam pragnę wakacji, ale nic nie potrafię na to poradzić. Mnie jest nieco łatwiej zrobić sobie wakacje w innych okresach.
Nie łatwiej w takim razie byłoby przerzucić wszystko do internetu? Jak teraz rozkłada się sprzedaż pomiędzy sklepem internetowym, a fizycznym?
Ja generalnie mocno studiuję ten temat i dużo o tym rozmyślam, sprawdzam różne parametry. W tej chwili w zasadzie bazujemy na sprzedaży internetowej, nawet jeśli obsługujemy klientów lokalnych, warszawskich. Na pewno jest to dla nas jakaś szansa, chociażby ze względu na gabaryty sklepu, w którym zbyt wielu klientów na raz się nie zmieści. Dużo przyjemniejsza jest też forma obsługi, kiedy tych klientów nie jest jednocześnie zbyt dużo i każdy może wygospodarować dla siebie kawałek przestrzeni. Internet stwarza przed nami więc możliwość realizacji większej liczby zamówień i obsługi większej liczby klientów. To jest też nasza nadzieja na przyszłość. Ale sklep stacjonarny ma tak dużą tradycję, że chyba nie powinniśmy się z nim rozstawać jeszcze przez jakiś czas.
Chyba nie myślałeś o tym, żeby zakończyć przygodę ze sklepem stacjonarnym?
Myślałem, bo w wielu momentach po prostu dużo wygodniej jest pracować w internecie i obsługiwać tego typu zamówienia. Prowadzenie sklepu wcale nie jest takie proste w przypadku miejsca takie jak nasze, aż do bólu niezależnego i funkcjonującego beż żadnego kapitału dodatkowego. Tak samo nie jest łatwe rozdzielenie działalności online i stacjonarnej, także ze względu na miejsce, w jakim pracujemy. Dużą część bardzo istotnej pracy muszę też wykonywać w domu, co też nie zawsze jest fajne. Mam rodzinę, więc czasem w domu czuję się jak w przedszkolu i trudno wtedy jest skupić się na pracy, którą muszę jeszcze wykonać. To jest problem na dziś naszego sklepu - połączenie tych dwóch sfer działalności.
A jak na twoją pracę wpływają inicjatywy takie jak Record Store Day? Czy jeszcze cię to bawi, czy odbierasz to już jak kolejną gwiazdkę - niby fajnie i miło, ale to znowu to samo.
Teraz, kiedy myślę o Record Store Day, to mam dość mieszane odczucia. Pewne elementy tego wydarzenia mi się podobają, inne mniej. Przez wiele lat bawiłem się w to, ale dopiero w tym roku tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że to jest fajne święto dla sklepu, bo nie ma ono jakoś specjalnie narzuconej formy. Bądź co bądź, jest to święto sklepów, a Side One jest sklepem. I właśnie w tym roku przekonałem się, że mimo iż ze względów technicznych i logistycznych nie zdecydowaliśmy się na przystąpienie do dużego eventu organizowanego w Warszawie, to niezamykanie sklepu było super przeżyciem. Mieliśmy super sprzedaż, bardzo dużo ludzi nas tu odwiedziło, był super klimat i nastąpił swego rodzaju przełom w moim myśleniu na temat RSD. Wcześniej w pewnym sensie byłem elementem wizerunkowym tego święta w Polsce, chociaż niekoniecznie ja pociągałem za sznurki w tym przedsięwzięciu. I mimo że w pewien sposób to akceptowałem, to była to dla mnie dość dyskusyjna forma.
Dla nas też jest to trudny temat, bo jesteśmy niewielkim sklepem, który raczej popiera na co dzień mniejsze labele i inicjatywy, niż działających na wielką skalę wydawców. Te mniejsze labele, z którymi bardzo się utożsamiam, przy okazji takich wydarzeń są blokowane przez te większe instytucje, przez co na przykład nie są w stanie wytłoczyć na czas płyt. Nadal z okazji RSD są też tłoczone różne dziwne wydawnictwa, które na dobrą sprawę nie są zupełnie potrzebne dla rynku płytowego, ale jest na to najwidoczniej zapotrzebowanie, a silniejszy dyktuje warunki. RSD jest już wydarzeniem bardzo medialnym i właściwie nie ma żadnego innego święta, czy dnia, które skupiłoby wokół branży płytowej tak wiele osób. Ja jednak obecnie jestem za tym, żeby każdy sklep obchodził je na własną rękę.
A masz jakiś sposób, żeby odsiać te wydawnictwa z okazji RSD, które rzeczywiście nie wnoszą zupełnie nic nowego?
Mniej ciekawe wydają mi się oklepane płyty, które wydaje się po prostu z tej okazji w jakiejś ładnej, zmienionej formie. Niektórzy chyba też z dnia na dzień decydują się, żeby ochrzcić mianem RSD release coś, co nie ma odpowiedniej jakości. Mieliśmy takiego artystę, który przez dwa lata jedyne wydawnictwa, jakie wypuszczał na winylu, to były te z okazji RSD. Ciekawe, co wyniknie z takiego podejścia do kariery muzycznej, chociaż ludzie kupowali te płyty?
[klient na sekundę przerywa nam rozmowę, pytając o konkretną płytę z katalogu - Wojtek odpowiada bez mrugnięcia okiem]
Próbowałeś kiedykolwiek być na bieżąco z całą ofertą Side One? Teraz chyba fizycznie nie ma już takiej możliwości?
Mam wrażenie, że przechodzę w życiu różne momenty wydajności. Teraz akurat mam okres mniej wydajny - często nie udaje mi się robić rzeczy, które kiedyś robiłem z łatwością. Nie wiem, czy jest to kwestia upływających lat, czy czasem już znużenia. Bo dużo bardziej cierpię teraz, niż dawniej, kiedy robię takie rzeczy w sklepie, których po prostu nie lubię. A nie jest wcale tak, jak głosi fama, że praca w sklepie zawsze i w każdym momencie jest super przyjemna, bo tylko rozmawia się z ludźmi, słucha muzyki i popija piwko. Żeby ten moment nadszedł, to trzeba ostro popracować.
Wierzysz w drugie życie płyt winylowych poprzez odsprzedaż nośników używanych, czy zależy ci, żeby w ofercie Side One były wyłącznie nośniki nowe, zafoliowane?
Chciałbym łączyć te dwie dziedziny, ale nie jest to wcale takie proste. To jest może czasem kwestia spotkania osoby, która dźwignie ciężar takiej codziennej pracy nad dwoma działami, co teraz nie wchodzi za bardzo w grę. Kiedyś bardziej łączyliśmy te dwa światy - nowych płyt i używek. Teraz używki idą u nas trochę w kąt, aczkolwiek bardzo interesujemy się tym tematem. Nie interesuje nas za to na pewno sprzedaż masowa tego typu, że są to pokłady płyt za 5 złotych, bo w dzisiejszych czasach oznaczałoby to, że większość z tych płyt jest prawdopodobnie nieciekawa. Ludzie zbyt dużo już wiedzą teraz o płytach, żeby bawić się w second hand tego typu, przy takich gabarytach sklepu, jakie mamy.
Myślisz, że dużo jest obecnie osób, które kupują płyty tylko na zasadzie budowania kolekcji, chociaż często ich nie odtwarzają, a nawet w skrajnych przypadkach nie mają ich na czym odtworzyć?
Czy dużo, to nie wiem, ale na pewno są takie osoby. Ale zauważam też jedno dość racjonalne podejście do kupowania płyt, które przejawia się w nieprzywiązywaniu się do płyt, jako rzeczy. Znam przykład osoby, która bawi się w coś takiego, że kupuje dużo płyt, ale po jakimś czasie odsprzedaje je na przykład na Discogsie i w ten sposób finansuje na bieżąco własną kolekcję. To wychodzi tak naprawdę z innego punktu i jest po prostu skorzystaniem z różnych możliwości, jakie stwarza nam rzeczywistość. Czasami jest to po prostu kwestia decyzji. Ja też jestem w stanie dużo łatwiej ulec pokusie sprzedaży jakiejś płyty za 50 euro i nieposiadania jej w swojej prywatnej kolekcji.
A nadal bawisz się w budowanie własnej kolekcji płyt?
Na pewno od dawna już nie bawię się w rozbudowywanie tej kolekcji. Kiedyś byłem naprawdę szalonym człowiekiem pod tym względem i wydawałem na płyty większość pieniędzy, które trafiały w moje ręce. Ogromną bazę, podstawę kolekcji zrobiłem więc już wiele lat temu. Teraz oczywiście też kupuję różne płyty. Zastanawiam się jednak, na ile to wszystko jest mi potrzebne. Gram co prawda trochę różnych eventów i pod tym kątem kupuję też wiele rzeczy, żeby pokazać to ludziom. Większość kupowanych przeze mnie płyt kupuję jednak wciąż dla siebie. Prywatne spojrzenie i osobiste obcowanie z muzyką to jest coś, co mnie interesuje w kupowaniu płyt. Takie płyty pewnie trudniej jest mi później sprzedać. Ale nie rozbudowuję kolekcji, ona jest dość sensowna, jak na polskie warunki i raczej tylko porządkuję ją od iluś lat. To jest ciekawe, kiedy we własnej kolekcji odkrywasz jakieś ciekawe rzeczy, które nie były przez ciebie doceniane tak samo, jak teraz. Mój stan kolekcji pozwala też zrobić sobie ostatnio modne chyba selfie na tle ściany płyt (śmiech). Niektórzy ludzie chyba nawet dążą do tego, żeby takie zdjęcie mieć. A tak naprawdę nigdy nie wiesz, co jest na tym zdjęciu w tle. Od dość dawna mam też tak, że nie zabijam się za jakąś płytę. Kiedyś potrafiłem rzucić wszystko i podbiec do komputera, przesiedzieć i upolować jakąś płytę, albo przejechać się gdzieś specjalnie. Teraz takie rzeczy nie wchodzą w grę. Oczywiście są takie płyty, które chciałbym mieć, ale nie ma takich, za którymi rzuciłbym się w ogień, chociaż kiedyś to się zdarzało. Myślę, że to bardziej racjonalne spojrzenie na ten temat. Moje życie tak obfituje w winyle, że teraz chętniej pewnie pobiegałbym za czymś innym.
[Wojtek przerywa, bo do lady podchodzi kolejny w trakcie naszej rozmowy klient]
Wiesz co, od wielu lat rozmyślam, jak bym się czuł w sklepie Side One, który jest jednocześnie barem, kawiarnią. Ten pomysł funkcjonuje już od wielu lat i dużo ludzi mnie do tego namawia. Z tym że nie do końca wyobrażam sobie, że zarówno sprzedaję płyty i jestem jeszcze do tego barmanem. Ale sama koncepcja połączenia tych dwóch rzeczy, to mogłaby być jakaś nowość.
Skoro wspomniałeś o nowościach, to jakie pozycje z ostatnich premier polecasz do przesłuchania?
Z polskich na pewno podoba mi się 7" Lutto Lento. Jest ciekawie wydana i muzycznie też odbiega od wielu rzeczy, które można usłyszeć zarówno w Polsce, jak i za granicą. I ludziom też się podoba. Z zagranicznych natomiast bardzo podoba mi się nowy Floating Points. Nie jestem jeszcze pewien, jaki będzie odbiór tej płyty przez polskiego klienta, ale moim zdaniem "Kuiper" wnosi coś nowego do tematu pod tytułem Floating Points.
Rzeczywiście w zestawieniu z poprzednią, to ciekawe rozwinięcie tematu?
Tak. Ta płyta jest bardzo "live", bo cały materiał jest też grany z powodzeniem w trakcie koncertów. Kolejną pozycją, którą polecam jest też Betty Davis ("The Columbia Years 1968-1969") - czekam na winyl. Może też dlatego, że moja historia muzyczna sięga czasów punk rockowych, kiedy ten element buntu był w muzyce istotny, a ona właśnie taka jest. Jest tu też osiem niepublikowanych wcześniej nagrań, więc nie jest to zwykła składanka. Tych płyt, które mi się podobają jest oczywiście dużo. Te które wskazałem po prostu widzę teraz i tutaj przed sobą. Plaza Hotel też jest super. To jest niemieckojęzyczna płyta, więc nie przewiduję dla niej jakiejś ogromnej kariery w Polsce, ale na przykład kolega z projektu Ptaki sobie to zamówił u nas, a to o czymś świadczy, bo Phantom ma wspaniały gust i zarówno świadczy o tym jego twórczość, jak i zakupy, których dokonuje.
I właśnie klientów z takim gustem życzę ci jak najwięcej!
pixel